4. Kwarantanna.
19
września 2017r. wtorek, godzina 20.00
Wojewódzki
Szpital Specjalistyczny im. J. Gromkowskiego, Koszarowa
Oddział
Chorób Zakaźnych
Właśnie
tego dnia prosto z podróży z Azji, Indie (New Delhi)
przyjęto
mnie na oddział chorób zakaźnych do szpitala przy ul. Koszarowej.
Szybko
przypomnę – bardzo silny ból zębów, zapalenie dwóch dolnych
kiełkujących pod dziąsłem ósemek, duża opuchlizna twarzy,
migrena, wysokie osłabienie organizmu, gorączka, bladość,
krwawienie zębów, dziąseł, krwawe, wypukłe skrzepy krwi w jamie
ustnej, plucie krwią oraz liczne, nabrzmiałe, krwawe wybroczyny
(tudzież siniaki), przeważające na kończynach dolnych oraz
górnych.
↓
↓
WSTĘPNE
ROZPOZNANIE - SEPSA(?)
Natychmiast
zamknięto mnie w izolatce.
↓
MORFOLOGIA
KRWI
-
wysoka anemia
-trombocytopenia
(małopłytkowość)
[bardzo
niska liczba płytek krwi zawarta w organizmie;
norma
u dorosłego człowieka 150tys.-300tys.; ja – 13tys.]
↓
20
września 2017r. środa, godzina 8.00
POWTÓRZENIE
MORFOLOGII KRWI
-spadek
liczby płytek krwi do 10tys.
↓
TRANSFUZJA
KRWI ORAZ PŁYTEK KRWI
↓
MAŁOPŁYTKOWOŚĆ?
→ PRZYCZYNA?
-Szukamy...
↓
DIAGNOZA
-NOWOTWÓR
KRWI
-OSTRA
BIAŁACZKA SZPIKOWA (PROMIELOCYTOWA[M3])
-choroba
rozrostowa szpiku kostnego, podtyp ostrej białaczki szpikowej, o
wysokim stopniu wyleczalności (!!!)
-dotyka
stosunkowo młodych od 20 do 50 lat
↓
↓
Klinika Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku we Wrocławiu
Oddział
Hematologiczny
Dzisiaj
to mój drugi dom.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pamiętam
jak leżałam w izolatce na Koszarowej. Z okna widziałam duży,
zielony parking. Niebo było takie błękitne, jasne, spokojne. Nie
widziałam swojego Wrocławia tyle czasu, tak bardzo tęskniłam. W
całym tym pośpiechu między lotniskiem, dworcem, a szpitalem ledwo,
co zdążyłam go musnąć wzrokiem. Jednak świadomość, że jestem
już wśród swoich, że jestem już w domu – bezpieczna, napawała
mnie takim spokojem...
Widok tego głupiego parkingu, naszych pięknych drzew, naszego błękitnego nieba na długo pozostanie w mojej pamięci. Tak strasznie się bałam, że nie dolecę do Polski, tak strasznie się bałam, że nie przeżyje tej podróży. Jak małe dziecko leżałam na łóżku szpitalnym i jak w obrazek wpatrywałam się w moje Wrocławskie niebo. Jak zaczarowana ciągle tylko powtarzając pod nosem: Boże, mamo.. jak my tu mamy czysto, jakie te drzewa są zielone, jak tu jest sterylnie, jak tu jest cicho, jak tu jest spokojnie, jak tu bezpiecznie...
Widok tego głupiego parkingu, naszych pięknych drzew, naszego błękitnego nieba na długo pozostanie w mojej pamięci. Tak strasznie się bałam, że nie dolecę do Polski, tak strasznie się bałam, że nie przeżyje tej podróży. Jak małe dziecko leżałam na łóżku szpitalnym i jak w obrazek wpatrywałam się w moje Wrocławskie niebo. Jak zaczarowana ciągle tylko powtarzając pod nosem: Boże, mamo.. jak my tu mamy czysto, jakie te drzewa są zielone, jak tu jest sterylnie, jak tu jest cicho, jak tu jest spokojnie, jak tu bezpiecznie...
Byłam
taka spokojna.
I
wiesz co jeszcze właśnie wtedy powiedziałam mojej kochanej mamie?
„Mamo.
Nie wiem, co mnie czeka. Nie wiem, dlaczego tu jestem, ale to jest
teraz takie nieważne. Jestem tak szczęśliwa i tak spokojna, że
udało mi się tutaj dotrzeć, że zniosę tu wszystko. Wiedząc, że
już mam was wszystkich na wyciągnięcie ręki - naprawdę mamo,
zniosę tu wszystko.”
I
następnego dnia lekarka wpadła na salę. Położyła przede mną i
moją mamą stos dokumentów. Splotła w delikatnym geście palce u
rąk i patrząc mi prosto w oczy powiedziała, że mam raka krwi.
Momentalnie
wybuchnęłam płaczem. Tak mocno złapałam się dłońmi za twarz,
jakbym chciała wyrwać tą przeklętą bestię z mojego serca. Tylko
co ja mogłam? On już tam był, trzeba było działać. Nie
szlochałam, nie łkałam, nie trwoniłam łez, po prostu raz i
porządnie zaryczałam gorzkim płaczem na całą salę, chciałam
mieć tą straszną rozpacz już za sobą. Zacisnęłam zęby i
przypomniałam sobie słowa, które dzień wcześniej powiedziałam
do mojej mamy. Bo ja naprawdę je powiedziałam!
Że
zniosę wszystko.
I
tak jak momentalnie ryknęłam razem z tą bestią na całą salę -
tak w ciągu kilku sekund wstałam jak oparzona z łóżka
szpitalnego i jednym ruchem otarłam łzy. Włączyło mi się
dynamo. W pośpiechu, podobnie jak wtedy, gdy pakowałam swoje
walizki, wracając z Indii do Polski - zaczęłam zbierać swoje
rzeczy i oznajmiłam mojej mamie, że nie ma czasu.
Nie
ma czasu mamo, nie ma płaczu, trzeba działać. Zamieszkał we mnie
potwór i czuję już jak we mnie dyszy. To się dzieję naprawdę i
ja muszę się z tym zmierzyć, życie nie daje mi innego wyboru.
Dominisiu,
dziecko drogie, jak Ty bardzo.. ale to baaardzo..
nie
zdawałaś sobie sprawy na jak ciężką wojnę się wybierasz..
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nowotwór
Krwi
Ta
choroba jest jak przekleństwo. Wysysa z człowieka całe życie,
osadza się gdzieś na dnie i zabija. Jeśli człowiek nie podda się
odpowiedniemu leczeniu w ciągu kilu dni od pojawienia się choroby –
umiera. Dlatego między 14, a 19 września ja już byłam jedną nogą
na tamtym świecie. Nie poddałam się jednak i nadal żyję.
Rozpoczęłam
leczenie.
Witaj
Chemioterapio
Chemioterapio
☺ Jak dobrze, że jesteś ☺.
Ratujesz
ludzkie życia, siejesz spustoszenie w ich małych sercach.
21
września 2017r. czwartek
Klinika Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku we Wrocławiu
Oddział
Hematologiczny
Dzień
w którym Chemia pierwszy raz zawitała do mojego małego serduszka,
dzień w którym jeszcze kompletnie nieświadoma potęgi tego
strasznego leczenia – musiałam podjąć pierwsze kroki w walce z
rakiem. Życie nie dało mi wyboru, bestia nie pozostawiła mi innego
wyjścia.
Mam
raka.
Brzmi
strasznie, prawda? Ludziom rak kojarzy się raczej tylko ze śmiercią
(no, bo z czym innym?) To straszna choroba. Ja już od małego byłam
tego świadoma, bo ten potwór towarzyszył mi właściwie od
dziecka. Pojawiał się gdzieś zawsze po cichutku w moim życiu,
ściągał swoje brudne buciska, rozsiadał wygodnie w fotelu i siał
ferment.
Będąc
małą dziewczynką, dokładnie 10 lat temu, mając lat 13 (znowu ta
trzynastka), bardzo ciężko przeżyłam śmierć mojego
najukochańszego na świecie dziadziusia. Wykryto u niego raka płuc.
Mój kochany dziadzio dużo palił.
No
właśnie. A Ty? Palisz?
Zaraz,
kilka lat później, mając z kolei lat 17, nowotwór nawiedził po
raz pierwszy mój prawy piszczel u nogi, o czym już wspominałam w
pierwszym poście na blogu. Wykryto u mnie raka kości, guz miał 15
cm. Biopsja, czyli pobranie materiału genetycznego z chorej tkanki
wykazała na szczęście łagodną zmianę nowotworową, dzięki
czemu skończyło się na jednej operacji, niestety dużej bliźnie,
rehabilitacji, ale przede wszystkim – moim zwycięstwie, a to było
najważniejsze.
Wygrałam ☺
Wygrałam ☺
To
już jednak trzeci raz kiedy rak wbija mi nóż w plecy. I niestety
tym razem zrobił to już złośliwie z niebywałym okrucieństwem.
Zaatakował mój cały organizm, krąży w moich żyłach, osadził
się na dnie i siedzi. Rzucił mi rękawicę i wyzwał na pojedynek.
Chemioterapia
Wszyscy
wiemy, że złośliwe nowotwory leczy się chemioterapią. Kolejne
straszne słowo, które zawsze z przerażeniem brzmiało w moich
uszach. Zawsze jednak było ono gdzieś obok mnie, w telewizji, w
książkach, w eterze, w świecie, który raczej mnie nie dotyczył.
Dlatego też nigdy nie zgłębiałam tajników tego leczenia.
Kojarzyło mi się to po prostu z bladymi twarzami z telewizji,
wołającymi o pomoc, łysą głową, chustką, smutkiem w oczach i
oczywiście z bólem, ale nigdy tak naprawdę do końca nie byłam
świadoma z jakim dokładnie cierpieniem wiąże się chemioterapia.
No bo skąd?
No bo skąd?
Zacznijmy
od tego, że chemioterapia ma na celu zwalczyć w organizmie
człowieka wszystkie złe komórki nowotworowe, to wiadomo.
Cudownie,
prawda? ☺
Sprawa
jednak nie jest taka prosta. Oprócz złych komórek nowotworowych
zabija ona również wszystkie dobre komórki, które znajdują się
w organizmie człowieka. Chemioterapia wymaga stosowania bardzo
silnych, szkodliwych toksyn, by pokonać komórki rakowe, co jest
ogromną szkodą dla zdrowych komórek pacjenta. Ona po prostu go
zabija. Pacjent podczas leczenia chemioterapią jest bardzo słaby.
Jego układ odpornościowy jest bardzo mocno upośledzony.
Dlatego
też...
21
września 2017r. w czwartek...
Gdy
tylko zaczęłam leczenie chemioterapią – rozpoczęto moją ścisłą
"kwarantannę".
Pacjent
leczony chemioterapią jest kruchy jak jajko. Jego odporność jest
równa odporności niemowlęcia. Z kolei w niektórych dniach cyklu
chemioterapii – wyniki pacjenta spadają tak mocno w dół, że
odporność jest już równa po prostu zeru. Dlatego obowiązuje
całkowity zakaz spoufalania się fizycznie z jakąkolwiek inną
osobą, która może po prostu stanowić ogromne zagrożenie życia
dla pacjenta, przenosząc na niego swoje zarazki. To bardzo nie
ułatwia tego leczenia. Od dnia, gdy przyjmuje chemię udało mi się
jedynie musnąć dłoń mojej mamy i zaraz po tym musiałam dokładnie
zdezynfekować ręce. Nie mogę nikogo przytulić, a każda osoba,
która przebywa w moim towarzystwie jest zmuszona nosić na twarzy
maseczkę ochronną. Wychodząc ze swojej sali na korytarz ja również
muszę ją mieć. Nie mogę kategorycznie przebywać w przeciągu i
wychodzić na dwór (póki co, bo ponoć przy niektórych chemiach i
w późniejszych cyklach chemioterapii jest to już możliwe). Nie
mogę otaczać się zbyt dużą ilością zbędnych, niepotrzebnych
rzeczy i przedmiotów z zewnątrz, które mogą być potencjalnym
miejscem do wylęgarni bakterii. Już pierwszego dnia mojego pobytu w
szpitalu dostałam od swoich fantastycznych ludzi mnóstwo prezentów,
upominków, misiów oraz kwiatów, jednak moja radość z nich nie
potrwała długo. Moriaczek obwiesił sobie całe łóżko w różowe
kucyki, minionki, balony, aniołki, pluszaki i kwiaty, które dostał
od swojej rodziny i przyjaciół, jednak lekarzom się to bardzo nie
spodobało i cała moja ferajna została zmuszona mnie zostawić i
wrócić do mojego domu. Kazano mi nawet wymienić moje ulubione
puchate kapcie na zwykłe plastikowe japonki. Dlatego koniec
końców... moją szpitalną ścianę przy łóżku zdobi tylko i
wyłącznie kolorowy różaniec z Komunii Świętej.
Podczas
chemioterapii obowiązuje dodatkowo bardzo ścisła dieta. Nie mogę
spożywać żadnych surowych owoców oraz warzyw (jedynie gotowane,
pieczone, przetworzone... mogę brzoskwinki w puszce, więc pół
biedy ☺), żadnego nabiału, oczywiście żadnych fast-foodów,
smażonych, tłustych, bardzo słodkich, kwaśnych oraz ostrych
potraw. Przygotowane posiłki powinny zostać zjedzone w ciągu 12
godzin, powinny być najświeższej jakości, gotowane, pieczone,
przyrządzane w parowarze, albo z kolei mocno przetworzone,
hermetycznie zamknięte, bez dłuższego dostępu do powietrza.
Wymagana
jest również dokładna higiena całego ciała, częsta dezynfekcja
rąk, dezynfekcja oraz częsta wymiana wszelkich przyborów i
asortymentu do spania, czy kąpieli, odparzanie szczoteczki do mycia
zębów. Łazienkę mam własną, dzielę ją jedynie ze swoją
współlokatorką i tylko my mamy możliwość z niej korzystać.
Wspólna lodówka, która stoi na korytarzu może być przeze mnie
otwierana tylko za pomocą jednorazowych rękawiczek. No i oczywiście
nie muszę chyba wspominać o zachowaniu odpowiedniej czystości w
całym swoim otoczeniu.
To
jednak nie wszystko ☺
Bo
to tylko odpowiednie procedury, podczas leczenia chemioterapią.
Jest
druga, ciekawsza część całego leczenia.
Objawy
i skutki uboczne chemioterapii ☺
Ten
rozdział pozostawię jednak na później, to nie będzie łatwa
rozmowa.
To
mój 22 dzień chemioterapii
Ale
na koniec mam fantastyczne wieści! ☺
Komórkowe
rakowe cofają się, organizm walczy, leczenie jest na dobrej
drodze! Jeszcze kilka dni temu istniało
również podejrzenie o przerzutach nowotworowych na mózg, rezonans
magnetyczny wykazał jednak, że mój malutki móżdżek ma się
całkiem nieźle i jest czysty jak łza! Płaczę ze szczęścia, tak
się bałam!☺ Kolejna równie dobra wiadomość to taka, że
zostałam dzisiaj przeniesiona na inny blok, do innej sali. Niestety
więc opuściłam swoją szczęśliwą trzynastkę i tym razem leżę
- uwaga.... pod siódemką! ☺ Szkoda mi troszkę
mojej trzynastki, jednak siódemka to równie szczęśliwa cyfra!
Myślę, że to dobry znak! A ja mocno wierzę w znaki! Ponadto moja
nowa sala jest usytuowana w nowszej części szpitala, więc mój
"Hotel Pod Czterolistną Koniczynką" z trzech
gwiazdek podskoczył do pięciu! ☺ Taka ekspresowa
renowacja! ☺ Panie i Panowie, możecie się więc
spodziewać jakiegoś miłego feedback'a od pani Moriak! ☺
Poza
tym jest ciężko, nie będę was tutaj ściemniać. To
bardzo ciężkie leczenie, ale zaciskam zęby i się nie poddaje.
Jeśli tylko ból i cierpienie mi pozwala – uśmiecham się
promiennie od ucha do ucha, patrzę w lustro i śmieję się
potworowi prosto w twarz. Widzę go co dziennie rano, gdy myje zęby,
widzę go za każdym razem, gdy odkażam ręce, widzę go za każdym
razem, gdy przeczesuje swoimi długimi palcami już teraz krótkie,
ścięte na Kożuchowską swoje ciemne, blond włosy. Widzę go w
moich błękitno-zielonych oczach, widzę jak na mnie patrzy i czuję
jego oddech na swojej szyi.
Waśnie
dlatego jestem spokojna.
Bo
znam swojego wroga i wiem jak go pokonać.
PS.
Dziękuje wszystkim za modlitwę, wsparcie, milion wiadomości,
zdjęć, filmów, nagrań, prezentów, upominków, dobrych słów,
naprawdę nie spodziewałam się takiego odzewu! Naprawdę nie
spodziewałam się takiego wsparcia i zaangażowania z waszej strony!
Wielokrotnie płakałam już ze szczęścia, jakich fantastycznych
ludzi mam wokół siebie! Jestem ogromną szczęściarą! W tej
tragicznej dla mnie sytuacji dzięki wam zapominam o tym, że jestem
śmiertelnie chora! Zapominam o wszystkim, co złe, zapominam o
smutku i żalu! Czerpię każdą chwilę, cieszę się z każdego
kęsa, z każdego uśmiechu, z każdej odwiedzającej mnie osoby, z
każdej wiadomości, którą od was otrzymuje, z każdej rozmowy,
która odbywam w swojej trzynastce (teraz zapraszam na długie
"Rozmowy w toku" do 7 ☺). Mam teraz
okazje ciągle z wami rozmawiać! Dzielić się wszystkim, jak tylko
mogę, jak tylko siły mi na to pozwalają! Tak bardzo chcę z wami
rozmawiać! Tak ogromną radość i siłę daje mi wasza obecność!
Od zawsze was wszystkich kochałam, bo ja to w ogóle bardzo kocham
ludzi! To my tworzymy ten świat, to my go kształtujemy i kreujemy!
Bo czym świat byłby bez ludzi? Czym byłoby ludzkie życie bez
ludzkiego życia? Kim byśmy byli, gdyby nas nie było? Szarą, pustą
przestrzenią. A tak? Mamy siebie! Mamy siebie i dzisiaj widzę to
najmocniej na świecie! Jak nigdy dotąd! Drugi człowiek to
najlepsze, co może nas w życiu spotkać! Ale pamiętajcie! Tylko
dobry człowiek! Ja jednak wierzę w dobrych ludzi! ☺ Kochajcie
się, doceniajcie swoją obecność, wspierajcie się nawzajem,
bądźcie dla siebie dobrzy! Bądźcie dla siebie przede wszystkim
dobrzy, a wszystko do was wróci! Gwarantuję! ☺
KOCHAM
WAS CAŁYM SWOIM MORIACZKOWYM SERDUCHEM!
DO
USŁYSZENIA MOJA NIEZASTĄPIONA ARMIO NOWOTWOROWA!
Varius Manx - Zanim zrozumiesz
ONA MA SIŁĘ! NIE WIESZ JAK WIELKĄ!
BĘDZIE SPADAĆ DŁUGO - POTEM WSTANIE - LEKKO!
Wooow straszna historia z dobrym zakończeniem. Żeby każdy taki przypadek zakończył się jak ten. Gratulację zwycięstwa nad choróbskiem.
OdpowiedzUsuńMoja historia się jeszcze nie skończyła, ja jeszcze nie zwyciężyłam. Jestem w trakcie walki, bardzo długa droga przede mną, Jarku. Czy doczytałeś mnie od końca? :)
UsuńTrzymam kciuki za to, żeby z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej. Mam nadzieję, że to co najgorsze już za tobą.
OdpowiedzUsuńBardzo poruszyła mnie twoja historia.
Pozdrawiam i przesyłam dużo optymizmu i energii, choć wydaje się, że masz naprawdę dużo optymizmu i energii 😘
Długa droga jeszcze przede mną, ale jestem cały czas dobrej myśli i wielkiej wiary. Dziękuję z całego serducha, staram się jak tylko mogę!
UsuńRak to przerażająca bestia, ale znam młode osoby, które z nią wygrały i wierze, że tobie tez się uda. Trzymam mocno kciuki i podziwiam za siłę, chociaż wiem tez, że życie nie bardzo pozostawiło Ci wybór. Zwalcz paskudę jak najszybciej i nie pozwól się złamać. Przesyłam moc pozytywnych myśli :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, ja również mocno w to wierzę! Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia!
UsuńŚlicznotko! nie sposób się nie zamyślić i przejść dalej. Myśli o Tobie nie opuszczają mnie,dodatkowo z tego powodu ,że jesteś mi bliska z opowiadań mojej córki .Masz siłę.. wiemy "jak wielką !" - pokonasz wroga !
OdpowiedzUsuńP.S.Dlatego, że też mocno wierzę w znaki i wszelkie numerki, widzę Twoje szczęście, a naszą radość!
Z opowiadań córki? A kim jest córeczka? :)
UsuńDziękuję mocno!
Cześć Dominika! Tutaj Zalechowa, możliwe, że nawet i ze dwadzieścia lat się nie widziałyśmy, a kiedyś jak byłaś taka malutka to lubiłaś jak Ci w Waszym ogródku nakrywałam buzię cienką pieluszką i odkrywając krzyczałam kuku! Śmiałaś się w głos i zawsze jak o Tobie myślałam, to wciąż miałam wrażenie, że jesteś właśnie takim brzdącem. A Ty jesteś kobietą! Piękną młodą kobietą z wielką siłą i cudownym uporem! Zbieram w sobie wszystkie energie świata, by do Ciebie dotarły i pomogły skopać tyłek temu choróbsku już jak najszybciej! Bo, że skopiesz, to wiadomo! Ściskam bardzo mocno!
OdpowiedzUsuńKochana ciociu! Dziękuję Ci bardzo! Co za miłe zaskoczenie! Skopię mu tyłek, obiecuję! Całuję Cię mocno! Do zobaczenia!
UsuńTo Zalechowa ale Aśka ;) ciotka klotka niebawem Cię osobiście odwiedzi a nam niech się uda w grudniu! ;) ściskam!
UsuńOjeeeej! Asiaaa! Jak miło! Pomyliłam się, przepraszam! Oczywiście! Widzimy się w grudniu kochana! Całuje Cię mocno!
UsuńDomi, Twój rywal źle trafił i myślę, że w najbliższym czasie się o tym przekona. Jestem pełna podziwu tak wielkie siły i motywacji do walki. Już raz wygrałaś, wygrasz znów! Kop skurczybyka w dupę, tylko porządnie, żeby dał Ci już spokój. Całuję i przesyłam ciężarówkę siły, 5 wiader uśmiechu i tira pełnego odporności!
OdpowiedzUsuńŻ.
Haha! Dziękuję! Źle trafił, też tak myślę! Nie wiem kim jesteś tajemnicza Ż, ale dziękuję mocno za tą ciężarówkę, wiadra oraz tira! Z takim zestaw małego czarodzieja to przegonie wszystkie złe duchy! Pozdrawiam mocno!
UsuńWyglądasz przepięknie! Ktos kiedys powiedzial "jesli cierpisz, boli Cię - to tylko przypomnienie z góry, ze ŻYJESZ" Stalas sie moim autorytetem, ale tez przestrogą. Moja babcia (60lat) zmarła na raka pluc (nie paliła), ciocia (38lat) zmarła na raka piersi (nie paliła), tata (45lat) przez raka ma już tylko jedną nerkę (nigdy nie palił ani nie pali). Jestem totalnie ciasno w grupie ryzyka - dlatego jesteś moją przestrogą. W dodatku trochę podpalam. Dzięki Tobie postanowiłam się zbadać, i badać sie regularnie. Dziekuje i ciagle mocno trzymam za Ciebie kciuki. Jestes wspaniala i KAZDY na tym swiecie powinien przeczytac Twoja historie, poznac Ciebie i Twojego ducha walki. Dużo zdrówka Piękna!
OdpowiedzUsuńPaula, bardzo mi przykro z powodu śmierci tylu bliskich Ci osób. Tak to właśnie jest z tym paskudnym chorobskiem. Bardzo często atakuje ludzi, którzy prowadzą zdrowy tryb życia, a z kolei tych, którzy tego nie robią omija szerokim łukiem. Nie ma reguły. Dlatego badaj się kochana koniecznie. Bardzo mnie cieszy to, co napisałaś. Miło, ze mogłam pomoc, naprawdę. Dużo zdrówka i uśmiechu Ci życzę.
UsuńCiesze się bardzo że walczysz i wszystko jest na dobrej drodze do zwycięstwa,tak trzymaj 😊
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie i przesyłam Ci pozytywne wibracje 🤗
Dziękuję bardzo, puderniczkam! Cały czas walczę, nie poddaję się! Również mocno pozdrawiam i przesyłam mnóstwo zdrowia i uśmiechu!
UsuńDominisiu.
OdpowiedzUsuńDajesz siłę, energię i wiarę.
Dajesz temu światu to czego sama potrzebujesz.
Zdrowiej kochana.
Pozdrawiam Cię bardzo mocno.
Ciocia Bożenka.
Ciociu Bożenko! Co za miła niespodzianka, że znowu do mnie piszesz! Całuję Cię mocno, mam nadzieję, że prędko się zobaczymy! Buziaczki!
UsuńNatknęłam się na Twój fanpage na fb przez przypadek. Otworzyłam bloga. Wszystkie 4 posty przeczytałam jednym ciągiem płacząc niemiłosiernie. Było w nich tyle przeżyć, tyle emocji i okrucieństwa, które spotkało tak młodą osobę. Nie znam Cię osobiście, ale wydajesz się być bardzo silna. Życzę Ci powodzenia i wygranej walki o tą okropną chorobą!
OdpowiedzUsuńPatrycja kochanie, ale skąd te łzy, nie płacz proszę! Staram się być silna, każdego dnia walczę i nie poddaję się, bo nie mam kochanie wyjścia. I Tobie również tego życzę. Płacz, gdy potrzebujesz, płacz oczyszcza, ale nie pozwól, by zawładnęły Tobą emocje. Dziękuję, życzę Ci dużo zdrowia i uśmiechu! Pozdrawiam!
Usuń