4. Kwarantanna.

19 września 2017r. wtorek, godzina 20.00
Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. J. Gromkowskiego, Koszarowa
Oddział Chorób Zakaźnych

Właśnie tego dnia prosto z podróży z Azji, Indie (New Delhi)
przyjęto mnie na oddział chorób zakaźnych do szpitala przy ul. Koszarowej.
Szybko przypomnę – bardzo silny ból zębów, zapalenie dwóch dolnych kiełkujących pod dziąsłem ósemek, duża opuchlizna twarzy, migrena, wysokie osłabienie organizmu, gorączka, bladość, krwawienie zębów, dziąseł, krwawe, wypukłe skrzepy krwi w jamie ustnej, plucie krwią oraz liczne, nabrzmiałe, krwawe wybroczyny (tudzież siniaki), przeważające na kończynach dolnych oraz górnych.


WSTĘPNE ROZPOZNANIE - SEPSA(?)
Natychmiast zamknięto mnie w izolatce.

MORFOLOGIA KRWI
- wysoka anemia
-trombocytopenia (małopłytkowość)
[bardzo niska liczba płytek krwi zawarta w organizmie;
norma u dorosłego człowieka 150tys.-300tys.; ja – 13tys.]

20 września 2017r. środa, godzina 8.00
POWTÓRZENIE MORFOLOGII KRWI
-spadek liczby płytek krwi do 10tys.

TRANSFUZJA KRWI ORAZ PŁYTEK KRWI

 MAŁOPŁYTKOWOŚĆ? → PRZYCZYNA?
-Szukamy...

DIAGNOZA
-NOWOTWÓR KRWI
-OSTRA BIAŁACZKA SZPIKOWA (PROMIELOCYTOWA[M3])
-choroba rozrostowa szpiku kostnego, podtyp ostrej białaczki szpikowej, o wysokim stopniu wyleczalności (!!!)
-dotyka stosunkowo młodych od 20 do 50 lat

Klinika Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku we Wrocławiu

Oddział Hematologiczny

Dzisiaj to mój drugi dom.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Pamiętam jak leżałam w izolatce na Koszarowej. Z okna widziałam duży, zielony parking. Niebo było takie błękitne, jasne, spokojne. Nie widziałam swojego Wrocławia tyle czasu, tak bardzo tęskniłam. W całym tym pośpiechu między lotniskiem, dworcem, a szpitalem ledwo, co zdążyłam go musnąć wzrokiem. Jednak świadomość, że jestem już wśród swoich, że jestem już w domu – bezpieczna, napawała mnie takim spokojem...
Widok tego głupiego parkingu, naszych pięknych drzew, naszego błękitnego nieba na długo pozostanie w mojej pamięci. Tak strasznie się bałam, że nie dolecę do Polski, tak strasznie się bałam, że nie przeżyje tej podróży. Jak małe dziecko leżałam na łóżku szpitalnym i jak w obrazek wpatrywałam się w moje Wrocławskie niebo. Jak zaczarowana ciągle tylko powtarzając pod nosem: Boże, mamo.. jak my tu mamy czysto, jakie te drzewa są zielone, jak tu jest sterylnie, jak tu jest cicho, jak tu jest spokojnie, jak tu bezpiecznie...
Byłam taka spokojna.


I wiesz co jeszcze właśnie wtedy powiedziałam mojej kochanej mamie?
Mamo. Nie wiem, co mnie czeka. Nie wiem, dlaczego tu jestem, ale to jest teraz takie nieważne. Jestem tak szczęśliwa i tak spokojna, że udało mi się tutaj dotrzeć, że zniosę tu wszystko. Wiedząc, że już mam was wszystkich na wyciągnięcie ręki - naprawdę mamo, zniosę tu wszystko.”


I następnego dnia lekarka wpadła na salę. Położyła przede mną i moją mamą stos dokumentów. Splotła w delikatnym geście palce u rąk i patrząc mi prosto w oczy powiedziała, że mam raka krwi.


Momentalnie wybuchnęłam płaczem. Tak mocno złapałam się dłońmi za twarz, jakbym chciała wyrwać tą przeklętą bestię z mojego serca. Tylko co ja mogłam? On już tam był, trzeba było działać. Nie szlochałam, nie łkałam, nie trwoniłam łez, po prostu raz i porządnie zaryczałam gorzkim płaczem na całą salę, chciałam mieć tą straszną rozpacz już za sobą. Zacisnęłam zęby i przypomniałam sobie słowa, które dzień wcześniej powiedziałam do mojej mamy. Bo ja naprawdę je powiedziałam!
Że zniosę wszystko.

I tak jak momentalnie ryknęłam razem z tą bestią na całą salę - tak w ciągu kilku sekund wstałam jak oparzona z łóżka szpitalnego i jednym ruchem otarłam łzy. Włączyło mi się dynamo. W pośpiechu, podobnie jak wtedy, gdy pakowałam swoje walizki, wracając z Indii do Polski - zaczęłam zbierać swoje rzeczy i oznajmiłam mojej mamie, że nie ma czasu.
Nie ma czasu mamo, nie ma płaczu, trzeba działać. Zamieszkał we mnie potwór i czuję już jak we mnie dyszy. To się dzieję naprawdę i ja muszę się z tym zmierzyć, życie nie daje mi innego wyboru.


Dominisiu, dziecko drogie, jak Ty bardzo.. ale to baaardzo..
nie zdawałaś sobie sprawy na jak ciężką wojnę się wybierasz..

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nowotwór Krwi
Ta choroba jest jak przekleństwo. Wysysa z człowieka całe życie, osadza się gdzieś na dnie i zabija. Jeśli człowiek nie podda się odpowiedniemu leczeniu w ciągu kilu dni od pojawienia się choroby – umiera. Dlatego między 14, a 19 września ja już byłam jedną nogą na tamtym świecie. Nie poddałam się jednak i nadal żyję.
Rozpoczęłam leczenie.

Witaj Chemioterapio
Chemioterapio ☺ Jak dobrze, że jesteś ☺.
Ratujesz ludzkie życia, siejesz spustoszenie w ich małych sercach.


21 września 2017r. czwartek

Klinika Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku we Wrocławiu

Oddział Hematologiczny
Dzień w którym Chemia pierwszy raz zawitała do mojego małego serduszka, dzień w którym jeszcze kompletnie nieświadoma potęgi tego strasznego leczenia – musiałam podjąć pierwsze kroki w walce z rakiem. Życie nie dało mi wyboru, bestia nie pozostawiła mi innego wyjścia.
Mam raka.
Brzmi strasznie, prawda? Ludziom rak kojarzy się raczej tylko ze śmiercią (no, bo z czym innym?) To straszna choroba. Ja już od małego byłam tego świadoma, bo ten potwór towarzyszył mi właściwie od dziecka. Pojawiał się gdzieś zawsze po cichutku w moim życiu, ściągał swoje brudne buciska, rozsiadał wygodnie w fotelu i siał ferment.
Będąc małą dziewczynką, dokładnie 10 lat temu, mając lat 13 (znowu ta trzynastka), bardzo ciężko przeżyłam śmierć mojego najukochańszego na świecie dziadziusia. Wykryto u niego raka płuc. Mój kochany dziadzio dużo palił.
No właśnie. A Ty? Palisz?


Zaraz, kilka lat później, mając z kolei lat 17, nowotwór nawiedził po raz pierwszy mój prawy piszczel u nogi, o czym już wspominałam w pierwszym poście na blogu. Wykryto u mnie raka kości, guz miał 15 cm. Biopsja, czyli pobranie materiału genetycznego z chorej tkanki wykazała na szczęście łagodną zmianę nowotworową, dzięki czemu skończyło się na jednej operacji, niestety dużej bliźnie, rehabilitacji, ale przede wszystkim – moim zwycięstwie, a to było najważniejsze.
 Wygrałam ☺

To już jednak trzeci raz kiedy rak wbija mi nóż w plecy. I niestety tym razem zrobił to już złośliwie z niebywałym okrucieństwem. Zaatakował mój cały organizm, krąży w moich żyłach, osadził się na dnie i siedzi. Rzucił mi rękawicę i wyzwał na pojedynek.

Chemioterapia
Wszyscy wiemy, że złośliwe nowotwory leczy się chemioterapią. Kolejne straszne słowo, które zawsze z przerażeniem brzmiało w moich uszach. Zawsze jednak było ono gdzieś obok mnie, w telewizji, w książkach, w eterze, w świecie, który raczej mnie nie dotyczył. Dlatego też nigdy nie zgłębiałam tajników tego leczenia. Kojarzyło mi się to po prostu z bladymi twarzami z telewizji, wołającymi o pomoc, łysą głową, chustką, smutkiem w oczach i oczywiście z bólem, ale nigdy tak naprawdę do końca nie byłam świadoma z jakim dokładnie cierpieniem wiąże się chemioterapia.
No bo skąd?
Zacznijmy od tego, że chemioterapia ma na celu zwalczyć w organizmie człowieka wszystkie złe komórki nowotworowe, to wiadomo. 
Cudownie, prawda? ☺
Sprawa jednak nie jest taka prosta. Oprócz złych komórek nowotworowych zabija ona również wszystkie dobre komórki, które znajdują się w organizmie człowieka. Chemioterapia wymaga stosowania bardzo silnych, szkodliwych toksyn, by pokonać komórki rakowe, co jest ogromną szkodą dla zdrowych komórek pacjenta. Ona po prostu go zabija. Pacjent podczas leczenia chemioterapią jest bardzo słaby. Jego układ odpornościowy jest bardzo mocno upośledzony.

Dlatego też...
21 września 2017r. w czwartek...
Gdy tylko zaczęłam leczenie chemioterapią – rozpoczęto moją ścisłą "kwarantannę".
Pacjent leczony chemioterapią jest kruchy jak jajko. Jego odporność jest równa odporności niemowlęcia. Z kolei w niektórych dniach cyklu chemioterapii – wyniki pacjenta spadają tak mocno w dół, że odporność jest już równa po prostu zeru. Dlatego obowiązuje całkowity zakaz spoufalania się fizycznie z jakąkolwiek inną osobą, która może po prostu stanowić ogromne zagrożenie życia dla pacjenta, przenosząc na niego swoje zarazki. To bardzo nie ułatwia tego leczenia. Od dnia, gdy przyjmuje chemię udało mi się jedynie musnąć dłoń mojej mamy i zaraz po tym musiałam dokładnie zdezynfekować ręce. Nie mogę nikogo przytulić, a każda osoba, która przebywa w moim towarzystwie jest zmuszona nosić na twarzy maseczkę ochronną. Wychodząc ze swojej sali na korytarz ja również muszę ją mieć. Nie mogę kategorycznie przebywać w przeciągu i wychodzić na dwór (póki co, bo ponoć przy niektórych chemiach i w późniejszych cyklach chemioterapii jest to już możliwe). Nie mogę otaczać się zbyt dużą ilością zbędnych, niepotrzebnych rzeczy i przedmiotów z zewnątrz, które mogą być potencjalnym miejscem do wylęgarni bakterii. Już pierwszego dnia mojego pobytu w szpitalu dostałam od swoich fantastycznych ludzi mnóstwo prezentów, upominków, misiów oraz kwiatów, jednak moja radość z nich nie potrwała długo. Moriaczek obwiesił sobie całe łóżko w różowe kucyki, minionki, balony, aniołki, pluszaki i kwiaty, które dostał od swojej rodziny i przyjaciół, jednak lekarzom się to bardzo nie spodobało i cała moja ferajna została zmuszona mnie zostawić i wrócić do mojego domu. Kazano mi nawet wymienić moje ulubione puchate kapcie na zwykłe plastikowe japonki. Dlatego koniec końców... moją szpitalną ścianę przy łóżku zdobi tylko i wyłącznie kolorowy różaniec z Komunii Świętej.

Podczas chemioterapii obowiązuje dodatkowo bardzo ścisła dieta. Nie mogę spożywać żadnych surowych owoców oraz warzyw (jedynie gotowane, pieczone, przetworzone... mogę brzoskwinki w puszce, więc pół biedy ☺), żadnego nabiału, oczywiście żadnych fast-foodów, smażonych, tłustych, bardzo słodkich, kwaśnych oraz ostrych potraw. Przygotowane posiłki powinny zostać zjedzone w ciągu 12 godzin, powinny być najświeższej jakości, gotowane, pieczone, przyrządzane w parowarze, albo z kolei mocno przetworzone, hermetycznie zamknięte, bez dłuższego dostępu do powietrza.
Wymagana jest również dokładna higiena całego ciała, częsta dezynfekcja rąk, dezynfekcja oraz częsta wymiana wszelkich przyborów i asortymentu do spania, czy kąpieli, odparzanie szczoteczki do mycia zębów. Łazienkę mam własną, dzielę ją jedynie ze swoją współlokatorką i tylko my mamy możliwość z niej korzystać. Wspólna lodówka, która stoi na korytarzu może być przeze mnie otwierana tylko za pomocą jednorazowych rękawiczek. No i oczywiście nie muszę chyba wspominać o zachowaniu odpowiedniej czystości w całym swoim otoczeniu.
To jednak nie wszystko ☺
Bo to tylko odpowiednie procedury, podczas leczenia chemioterapią.
Jest druga, ciekawsza część całego leczenia.
Objawy i skutki uboczne chemioterapii 
Ten rozdział pozostawię jednak na później, to nie będzie łatwa rozmowa.


To mój 22 dzień chemioterapii
Ale na koniec mam fantastyczne wieści! ☺
Komórkowe rakowe cofają się, organizm walczy, leczenie jest na dobrej drodze! Jeszcze kilka dni temu istniało również podejrzenie o przerzutach nowotworowych na mózg, rezonans magnetyczny wykazał jednak, że mój malutki móżdżek ma się całkiem nieźle i jest czysty jak łza! Płaczę ze szczęścia, tak się bałam!☺ Kolejna równie dobra wiadomość to taka, że zostałam dzisiaj przeniesiona na inny blok, do innej sali. Niestety więc opuściłam swoją szczęśliwą trzynastkę i tym razem leżę -  uwaga.... pod siódemką! ☺ Szkoda mi troszkę mojej trzynastki, jednak siódemka to równie szczęśliwa cyfra! Myślę, że to dobry znak! A ja mocno wierzę w znaki! Ponadto moja nowa sala jest usytuowana w nowszej części szpitala, więc mój "Hotel Pod Czterolistną Koniczynką" z trzech gwiazdek podskoczył do pięciu! ☺ Taka ekspresowa renowacja! ☺ Panie i Panowie, możecie się więc spodziewać jakiegoś miłego feedback'a od pani Moriak! ☺
Poza tym jest ciężko, nie będę was tutaj ściemniać. To bardzo ciężkie leczenie, ale zaciskam zęby i się nie poddaje. Jeśli tylko ból i cierpienie mi pozwala – uśmiecham się promiennie od ucha do ucha, patrzę w lustro i śmieję się potworowi prosto w twarz. Widzę go co dziennie rano, gdy myje zęby, widzę go za każdym razem, gdy odkażam ręce, widzę go za każdym razem, gdy przeczesuje swoimi długimi palcami już teraz krótkie, ścięte na Kożuchowską swoje ciemne, blond włosy. Widzę go w moich błękitno-zielonych oczach, widzę jak na mnie patrzy i czuję jego oddech na swojej szyi.
Waśnie dlatego jestem spokojna.

Bo znam swojego wroga i wiem jak go pokonać.



PS. Dziękuje wszystkim za modlitwę, wsparcie, milion wiadomości, zdjęć, filmów, nagrań, prezentów, upominków, dobrych słów, naprawdę nie spodziewałam się takiego odzewu! Naprawdę nie spodziewałam się takiego wsparcia i zaangażowania z waszej strony! Wielokrotnie płakałam już ze szczęścia, jakich fantastycznych ludzi mam wokół siebie! Jestem ogromną szczęściarą! W tej tragicznej dla mnie sytuacji dzięki wam zapominam o tym, że jestem śmiertelnie chora! Zapominam o wszystkim, co złe, zapominam o smutku i żalu! Czerpię każdą chwilę, cieszę się z każdego kęsa, z każdego uśmiechu, z każdej odwiedzającej mnie osoby, z każdej wiadomości, którą od was otrzymuje, z każdej rozmowy, która odbywam w swojej trzynastce (teraz zapraszam na długie "Rozmowy w toku" do 7 ☺). Mam teraz okazje ciągle z wami rozmawiać! Dzielić się wszystkim, jak tylko mogę, jak tylko siły mi na to pozwalają! Tak bardzo chcę z wami rozmawiać! Tak ogromną radość i siłę daje mi wasza obecność! Od zawsze was wszystkich kochałam, bo ja to w ogóle bardzo kocham ludzi! To my tworzymy ten świat, to my go kształtujemy i kreujemy! Bo czym świat byłby bez ludzi? Czym byłoby ludzkie życie bez ludzkiego życia? Kim byśmy byli, gdyby nas nie było? Szarą, pustą przestrzenią. A tak? Mamy siebie! Mamy siebie i dzisiaj widzę to najmocniej na świecie! Jak nigdy dotąd! Drugi człowiek to najlepsze, co może nas w życiu spotkać! Ale pamiętajcie! Tylko dobry człowiek! Ja jednak wierzę w dobrych ludzi! ☺ Kochajcie się, doceniajcie swoją obecność, wspierajcie się nawzajem, bądźcie dla siebie dobrzy! Bądźcie dla siebie przede wszystkim dobrzy, a wszystko do was wróci! Gwarantuję! 


KOCHAM WAS CAŁYM SWOIM MORIACZKOWYM SERDUCHEM!
DO USŁYSZENIA MOJA NIEZASTĄPIONA ARMIO NOWOTWOROWA!






Varius Manx - Zanim zrozumiesz
ONA MA SIŁĘ! NIE WIESZ JAK WIELKĄ! 
BĘDZIE SPADAĆ DŁUGO - POTEM WSTANIE - LEKKO!


~  non omnis moriak  





Komentarze

  1. Wooow straszna historia z dobrym zakończeniem. Żeby każdy taki przypadek zakończył się jak ten. Gratulację zwycięstwa nad choróbskiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja historia się jeszcze nie skończyła, ja jeszcze nie zwyciężyłam. Jestem w trakcie walki, bardzo długa droga przede mną, Jarku. Czy doczytałeś mnie od końca? :)

      Usuń
  2. Trzymam kciuki za to, żeby z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej. Mam nadzieję, że to co najgorsze już za tobą.
    Bardzo poruszyła mnie twoja historia.
    Pozdrawiam i przesyłam dużo optymizmu i energii, choć wydaje się, że masz naprawdę dużo optymizmu i energii 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długa droga jeszcze przede mną, ale jestem cały czas dobrej myśli i wielkiej wiary. Dziękuję z całego serducha, staram się jak tylko mogę!

      Usuń
  3. Rak to przerażająca bestia, ale znam młode osoby, które z nią wygrały i wierze, że tobie tez się uda. Trzymam mocno kciuki i podziwiam za siłę, chociaż wiem tez, że życie nie bardzo pozostawiło Ci wybór. Zwalcz paskudę jak najszybciej i nie pozwól się złamać. Przesyłam moc pozytywnych myśli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, ja również mocno w to wierzę! Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia!

      Usuń
  4. Ślicznotko! nie sposób się nie zamyślić i przejść dalej. Myśli o Tobie nie opuszczają mnie,dodatkowo z tego powodu ,że jesteś mi bliska z opowiadań mojej córki .Masz siłę.. wiemy "jak wielką !" - pokonasz wroga !
    P.S.Dlatego, że też mocno wierzę w znaki i wszelkie numerki, widzę Twoje szczęście, a naszą radość!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z opowiadań córki? A kim jest córeczka? :)
      Dziękuję mocno!

      Usuń
  5. Cześć Dominika! Tutaj Zalechowa, możliwe, że nawet i ze dwadzieścia lat się nie widziałyśmy, a kiedyś jak byłaś taka malutka to lubiłaś jak Ci w Waszym ogródku nakrywałam buzię cienką pieluszką i odkrywając krzyczałam kuku! Śmiałaś się w głos i zawsze jak o Tobie myślałam, to wciąż miałam wrażenie, że jesteś właśnie takim brzdącem. A Ty jesteś kobietą! Piękną młodą kobietą z wielką siłą i cudownym uporem! Zbieram w sobie wszystkie energie świata, by do Ciebie dotarły i pomogły skopać tyłek temu choróbsku już jak najszybciej! Bo, że skopiesz, to wiadomo! Ściskam bardzo mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana ciociu! Dziękuję Ci bardzo! Co za miłe zaskoczenie! Skopię mu tyłek, obiecuję! Całuję Cię mocno! Do zobaczenia!

      Usuń
    2. To Zalechowa ale Aśka ;) ciotka klotka niebawem Cię osobiście odwiedzi a nam niech się uda w grudniu! ;) ściskam!

      Usuń
    3. Ojeeeej! Asiaaa! Jak miło! Pomyliłam się, przepraszam! Oczywiście! Widzimy się w grudniu kochana! Całuje Cię mocno!

      Usuń
  6. Domi, Twój rywal źle trafił i myślę, że w najbliższym czasie się o tym przekona. Jestem pełna podziwu tak wielkie siły i motywacji do walki. Już raz wygrałaś, wygrasz znów! Kop skurczybyka w dupę, tylko porządnie, żeby dał Ci już spokój. Całuję i przesyłam ciężarówkę siły, 5 wiader uśmiechu i tira pełnego odporności!
    Ż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! Dziękuję! Źle trafił, też tak myślę! Nie wiem kim jesteś tajemnicza Ż, ale dziękuję mocno za tą ciężarówkę, wiadra oraz tira! Z takim zestaw małego czarodzieja to przegonie wszystkie złe duchy! Pozdrawiam mocno!

      Usuń
  7. Wyglądasz przepięknie! Ktos kiedys powiedzial "jesli cierpisz, boli Cię - to tylko przypomnienie z góry, ze ŻYJESZ" Stalas sie moim autorytetem, ale tez przestrogą. Moja babcia (60lat) zmarła na raka pluc (nie paliła), ciocia (38lat) zmarła na raka piersi (nie paliła), tata (45lat) przez raka ma już tylko jedną nerkę (nigdy nie palił ani nie pali). Jestem totalnie ciasno w grupie ryzyka - dlatego jesteś moją przestrogą. W dodatku trochę podpalam. Dzięki Tobie postanowiłam się zbadać, i badać sie regularnie. Dziekuje i ciagle mocno trzymam za Ciebie kciuki. Jestes wspaniala i KAZDY na tym swiecie powinien przeczytac Twoja historie, poznac Ciebie i Twojego ducha walki. Dużo zdrówka Piękna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paula, bardzo mi przykro z powodu śmierci tylu bliskich Ci osób. Tak to właśnie jest z tym paskudnym chorobskiem. Bardzo często atakuje ludzi, którzy prowadzą zdrowy tryb życia, a z kolei tych, którzy tego nie robią omija szerokim łukiem. Nie ma reguły. Dlatego badaj się kochana koniecznie. Bardzo mnie cieszy to, co napisałaś. Miło, ze mogłam pomoc, naprawdę. Dużo zdrówka i uśmiechu Ci życzę.

      Usuń
  8. Ciesze się bardzo że walczysz i wszystko jest na dobrej drodze do zwycięstwa,tak trzymaj 😊
    Pozdrawiam Cię serdecznie i przesyłam Ci pozytywne wibracje 🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, puderniczkam! Cały czas walczę, nie poddaję się! Również mocno pozdrawiam i przesyłam mnóstwo zdrowia i uśmiechu!

      Usuń
  9. Dominisiu.
    Dajesz siłę, energię i wiarę.
    Dajesz temu światu to czego sama potrzebujesz.
    Zdrowiej kochana.
    Pozdrawiam Cię bardzo mocno.
    Ciocia Bożenka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciociu Bożenko! Co za miła niespodzianka, że znowu do mnie piszesz! Całuję Cię mocno, mam nadzieję, że prędko się zobaczymy! Buziaczki!

      Usuń
  10. Natknęłam się na Twój fanpage na fb przez przypadek. Otworzyłam bloga. Wszystkie 4 posty przeczytałam jednym ciągiem płacząc niemiłosiernie. Było w nich tyle przeżyć, tyle emocji i okrucieństwa, które spotkało tak młodą osobę. Nie znam Cię osobiście, ale wydajesz się być bardzo silna. Życzę Ci powodzenia i wygranej walki o tą okropną chorobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrycja kochanie, ale skąd te łzy, nie płacz proszę! Staram się być silna, każdego dnia walczę i nie poddaję się, bo nie mam kochanie wyjścia. I Tobie również tego życzę. Płacz, gdy potrzebujesz, płacz oczyszcza, ale nie pozwól, by zawładnęły Tobą emocje. Dziękuję, życzę Ci dużo zdrowia i uśmiechu! Pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję. Życzę dużo zdrowia.
~nonomnismoriak

Popularne posty z tego bloga

10. Co mnie zabija? Chemia, czy sterydy?

1. Nowotwór krwi zamieszkał we mnie - moja historia.

11. Drenaż kolana - operacja, która się nie udała.